
Dwa dni, Trzy biegi
Etapowa Triada to dwa dni biegania i 3 pasma górskie do pokonania - Gorce, Pieniny i Beskid Sądecki. W zależności od wybranego modelu - INTRO, ULTRA, SUPER ULTRA biegnie się inny kilometraż. Po wspomnianym ubiegłorocznym INTRO wbrew temu co mówiłem i myślałem na mecie, w tym roku wybrałem ULTRA. A co !. Dla ULTRA przewidziane są w sobotę dwa biegi na dystansie 17km rano i 6km wieczorem, a w niedziele rano 23km. Można przecierać oczy i dziwić się jak można biegać w takiej formule, ale przyznam że jest to bardzo ciekawe doświadczenie i totalnie wciągające. Wysiłek jest nieziemski, trzeba umiejętnie rozłożyć siły na wszystkie biegi, nogi dostają mega „w kość” , a mimo wszystko na mecie uśmiech sam rysuje się na twarzy.
Wystarczy sobie wyobrazić jak się czujecie po dużym wysiłku na drugi dzień, gdy nogi bolą , a chodzenie po schodach jest problematyczne. Najchętniej nic by się nie chciało robić, a tu trzeba jeszcze raz pobiec- wcale nie tak mało bo 23km i jeszcze po górkach ! Czyste szaleństwo :) Finalnie w niedziele w nogach miałem 46km.
Sobota rano - start na świeżo
Pierwszy etap to dla wszyskich Gorce - 17 km i 843 przewyższenia - na świeżych nogach sama przyjemność przebiec taki dystans. W tym roku byłem bardziej przygotowany, bardziej wybiegany i ogólnie mocniejszy. Biegło się rewelacyjnie i podejścia nie stanowiły żadnego problemu. Tu uświadomiłem sobie, że mógłbym w sumie tylko podchodzić tak dobrze się na nich czułem. Gorzej mam natomiast ze zbiegiem, których dalej nie potrafię i dodatkowo po czerwcowej kontuzji na Rzeźniczku wręcz się boję. W porównaniu z ubiegłym rokiem było łatwiej bo nie było lody i śniegu - taki mamy klimat tej zimy, więc po błocie było łatwiej. Dobiegłem z uśmiechem na twarzy z czasem 1;59;39 dowiadując sie na mecie, że zgubiłem chip pomiarowy !! Całe szczęście ekipa od pomiaru wyłapała mnie na mecie, mieli wszytko nagrane i zaliczyli mi dystans. Dali nowy chip i mogłem dalej uczestniczyć w rywalizacji. Rewelacja
Na mecie szybki regeneracyjny posiłek i z mety uciekam do pensjonatu na szybką i intensywną regeneracje. Jest się Fizjo to ma się swoje sposoby i przede wszyskimt gadżety. Roler, pistolet do masażu, maści regeneracyjne i bicze wodne w basenie pomogły odświeżyć nogi na tyle aby ze spokojem czekać na wieczorny etap Pieniny - 6km.
Pieniny - to dla mnie walka z głową
Czym bliżej 19tej tym bardziej miałem skwaszoną minę bo mimo wszystko nogi zaczęły lekko dawać znać ze było biegane. Lekki flash-back z poprzedniego roku, te 6km gdzie 3 biegniesz do góry i 3 w gół z 400m przewyższenia w totalnej ciemności z czołówką na głowie. Tu bardziej meczy mnie zmęczenie psychiczne i myśl że na końcu aby przebiec metę muszę wspiąć się jeszcze na stok narciarski i z niego zbiec prosto do mety. Finalnie było zdecydowanie lepiej niż w poprzednim roku, nie było lodu a w zamian było błoto:) Poprawiłem się o 6 minut i w 45z hakiem zameldowałem się na mecie ! Dodam tu jeszcze, że oczywiście nie biegnie się w samotności, magia tego etapu polega na tym, że widzi się pasmo białych punkcików wspinających się razem z tobą. To inni biegowi wariaci którzy z czołówkami na głowie wybrali tą samą formę spędzania wieczoru:) Motywacji nie brakuję, a znajome twarzy dodają energii do szybszego pokonania dystansu i nabrania pewności na zbiegach:)
Last Dance !
Oho ! Etap Beskid Sądecki 23 km i 1200m przewyższenia mam przed oczami, a na nogach beton ! Jeszcze nie chodzę tyłem, ale płakć mi się chce jak przypomina mi się poprzedni rok Plac Dietla na starcie w Szczawnicy.
Każdy chciał się ogrzać w pijalni wód ale była lekka aferka bo COVID i ogólnie za dużo biegaczy w środku :) Na szczęście w tym roku mieliśmy inna zimę, świeciło piękne słońce, a Panie w pijalni wód były mega wyrozumiałe, podobnie biegacze. Szybka rozgrzewka, rozciąganie i moc w nogach wróciła. Głowa też pozytywnie nastrojona. Pogaduchy z innymi biegaczami zdecydowanie dodały sił. Mimo, że to ostatni etap, nogi były zmęczone to biegło mi się wyśmienicie i uśmiech nie znikał z twarzy. Niedziela była mega pogodna i słoneczna, tylko podczas podejścia na Przehybę wiosna na chwile ustąpiła zimie, ale dosłownie na moment. Później znowu było błoto. Te 23km zleciały dosłownie w moment i po 2h53min i 22sek zameldowałem się na mecie gdzie czekali już moi wierni kibice - żona plus dwójka synów. Medal dla syna, buziak dla żony i Etapowa Triada ukończona z lepszym czasem niż rok temu. Mega satysfakcją bo forma lepsza.
Klimat Etapowej Triady
Etapowa to nie tylko bieganie. To też wspaniała atmosfera, znajomi, rodzina i inni biegacze. Biegowe teamy dodające energii i motywacji ! #OneTeam ASICSFRONTRUNNER oraz inne zrzeszające biegowych wariatów grupy, które zawsze z uśmiechem i szczerością służą radą i dobrym słowem. Organizacja na najwyższym poziomie, zamówiona pogoda, smaczny posiłek regeneracyjny i profesjonalna obsługa na trasie. Dla takich biegów warto się zmęczyć !!!
Etapowa Triada zawsze w kalendarzu. Dla osób które nie lubią się z zimą jest jeszcze opcja letnia, która w tym roku odbędzie się we wrześniu. Gorąco polecam, naprawdę warto.
PS. Z racji, że tej zimy było śniegu jak na lekarstwo to buty większości biegaczy zmieniały się nie do poznania:) W formie małego quizy zgadnijcie co to za buty !

Do zobaczenia na Triadzie !!!